Rzeczywistość po raz kolejny nie jest w stanie dogonić fikcji.
Czech Martin Psota tak się przejął filmem Życie Pi, że sam postanowił wcielić się głównego bohatera i odbyć rejs życia. Skonstruował w tym celu tratwę i wyruszył w podróż z Tajwanu do Japonii. Niestety łódź, zbudowana m.in. ze styropianu, nie wykazała się takim hartem ducha jak zakładał soie Psota i rozleciała niedaleko brzegu. Ponadto sam żeglarz znacząco przecenił własną sprawność, jednak zachował w sobie wystarczająco dużo szczęścia, by straż przybrzeżna mogła go uratować.
Tak naprawdę Psota spłukał się podczas pobytu na Tajwanie i gdy przypomniał sobie Życie Pi, postanowił wydostać się z wyspy samodzielnie skonstruowaną łodzią. Nie wyszło, ale jest nadzieja, że spróbuje czegoś ponownie.
Źródło: Metro UK