Założyciel-mumia wjeżdża na zebrania

Jeremy Bentham jak żywy

Jeremy Bentham, wybitny angielski myśliciel nie żyje od 181 lat, a mimo to podobno pojawia się na spotkaniach w założonej przez siebie uczelni.

Sala konferencyjna, a w niej zebrani ludzie. W zależności od stopnia powagi spotkania ubrani w stroje biznesowe lub zwykłe dżinsy z równie zwyczajną koszulą. Siedzą na swoich – mimo że losowo wybranych, to jednak własnych – stanowiskach. Przed nimi leżą kartki papieru lub całe zeszyty, na których nakreślono różne wykresy, tabelki, diagramy i wszystkie inne kształty tworzone z pomocą Office’a lub – bardziej tradycyjnie – długopisu czy ołówka. Spod niektórych kartek wystaje czasem jakiś tablet lub teczka albo telefon. Wszyscy ci ludzie wpatrują się przeważnie w jeden punkt, przeważnie znajdujący się przed nimi. Większość z nich tylko patrzy, ponieważ duch uznał, że nic tu po nim i udał się tymczasowo gdzie indziej. Podczas gdy tak zazwyczaj przedstawia się scenariusz zebrania w firmie, udziału w konferencji lub obecności na wykładzie, to wieść niesie, że w University College London na zebrania „uczęszcza” najprawdziwszy z truposzy.

Jeremy Bentham urodził się, jak pisze Wikipedia, w Londynie w XVIII wieku. Był prawnikiem, ekonomistą, reformatorem oraz twórcą filozoficznej koncepcji utylitaryzmu i jednym z założycieli szkoły University College London. Uważano go również za ekscentryka. I to być może tłumaczyłoby ostatnią wolę Benthama, by po śmierci jego ciało zostało zabalsamowane, ubrane w należącą do niego odzież, a w końcu – umieszczone w uczelnianej gablocie. I tak też uczyniono, ponieważ – jak przekonuje Russel Crowe w Robin Hoodzie z 2010 roku – umierającym się nie odmawia. Jakby jednak sam fakt zrobienia z kogoś „żywego” eksponatu nie wystarczył, zaczęto dorabiać do niego historię o tym, że oprócz zakonserwowania się Bentham zażyczył sobie również uczestniczenia po śmierci w zebraniach rady uczelni. A że porządek w papierach musi być, to i status należało martwemu nadać, w tym wypadku: obecny, ale nie głosujący. Prawda jest jednak taka, że jedyne spotkania, jakie Bentham odbywa w obecnym stanie, to spotkania zza szyby gabloty, z ludźmi, którzy przychodzą na niego popatrzeć od poniedziałku do piątku w godzinach 7:30-18:00. W ramach wyjątku (lub chęci popieszczenia zwolenników teorii o jedynym zombie na świecie uczęszczającym na spotkania rady) w lipcu 2013 roku dowieziono i wypakowano ekscentrycznego filozofa na spotkanie z odchodzącym na emeryturę dziekanem uczelni. UCL na swojej stronie internetowej również oficjalnie zaprzecza wspomnianym informacjom, ale jednocześnie dostarcza w zamian innych, równie interesujących, w szczególności dotyczących głowy denata. Rzeczona makówka miała największego pecha spośród wszystkich balsamowanych części ciała, więc wystąpiła konieczność zamiany jej na woskową replikę. Mimo to oryginalna wersja została zachowana i przez pierwszych kilka lat towarzyszyła swojemu byłemu właścicielowi w gablocie – na ziemi, pomiędzy nogami. Tam jednak stanowiła atrakcyjny łup dla studentów, którzy co raz to zabierali ją jako trofeum, porywali dla okupu lub grali nią w piłkę (najwidoczniej kanciasta głowa lepiej sprawuje się jako piłka niż narzędzie do gry w piłkę). W końcu władze zostały zmuszone do umieszczenia jej w miejscu chronionym.

Niezależnie od powodów decyzji o zabalsamowaniu, które nie są do końca znane, Jeremy Bentham w najśmielszych snach nie przypuszczał chyba, że tak potoczą się jego dalsze losy. Ani tym bardziej, że jego głowa potoczy się do bramki.