Wiewiórka (non)grata

 

W Anglii zniesiono prawo nakazujące właścicielom posesji informowanie władz o tym, że na swojej posesji widzą wiewiórkę szarą.

Wielu Anglików może odetchnąć z ulgą. W końcu przestaną (często nieświadomie) łamać prawo. Parlament brytyjski zniósł właśnie przepis, który nakazywał, by każdy właściciel posesji poinformował władze, jeśli na jego trawniku pojawi się wiewiórka szara. Nie bez kozery chodzi o konkretny gatunek gryzonia, ponieważ ów jest nosicielem wirusa, który po przejściu na rdzenną dla Wielkiej Brytanii, i znaną też dobrze Polakom, wiewiórkę pospolitą, zabija ją, nie robiąc przy tym większej krzywdy pierwotnemu nosicielowi. Prawo pochodzące z 1937 roku ustanowiono po to, by chronić niewielką populację angielskich wiewiórek pospolitych, których liczba nie przekracza łącznie 15 tysięcy, przed 3-milionową rzeszą potencjalnych nosicieli śmiertelnego wirusa.

Zniesienie nakazu, którego nieprzestrzeganie mogło teoretycznie – bo w praktyce mało kto go przestrzegał – kosztować nieuważnego właściciela posesji 5 funtów (293 po uwzględnieniu inflacji), zostało niechętnie przyjęte przez obrońców rdzennej wiewiórki. Uważają oni, że parlamentarzyści przyznali się w ten sposób do porażki w walce ze szkodnikiem, za którego uznawana jest powszechnie wiewiórka szara.

Gatunek ten przywędrował do Anglii w epoce wiktoriańskiej, za pośrednictwem ludzi, którzy z Ameryki przywozili wiewiórki szare jako ciekawostkę, która jednak rozprzestrzeniła się tak szybko, że wkrótce zaczęła stanowić zagrożenie dla rdzennych mieszkańców.

Wikipedia podaje, że póki co w Polsce wiewiórka szara nie występuje, ale lepiej dmuchać na zimne.

wiewiórab