Potwór z Loch Ness ma własną nazwę naukową

 

A nazwa ta układa się w prawdziwie groteskowy anagram.

Potwora z Loch Ness kojarzy większość ludzi z naszego kręgu kulturowego, mimo że dowodów na istnienie Nessie, jak się pieszczotliwie określa prehistorycznego węża ze szkockiego jeziora, jest jak na lekarstwo. Jakby sytuacja miłośników legendarnego stwora nie była już i tak mało komfortowa, to autentyczność istniejących dowodów – zeznań naocznych świadków i zdjęć – poddawana jest próbie niejako z automatu. Bo jeśli od momentu rzekomego odkrycia w latach 30. ub. wieku nie pojawiły się twarde dowody na istnienie Nessie, to ciężko uznawać kolejne doniesienia czy zdjęcia, na których znajduje się bliżej niezydentyfikowany obiekt, wyglądający czasem jak noga Grycanki, za wiarygodne. Tym bardziej, że nawet wyprawy profesjonalistów, którzy ruszali na poszukiwanie prehistwora, kończyły się fiaskiem. Z drugiej strony 6 miliardów ludzi na świecie wierzy w coś, czego nigdy nie widziało, więc dlaczego by nie uznać, że żyjący w olbrzymim jeziorze prehistoryczny dinozaur jest tak samo prawdziwy? W końcu pełni również podobną rolę – przyciąga duże pieniądze. Zostawiając jednak niebezpieczne okolice rozważań egzystencjalnych, skupmy się na faktach i istocie niniejszego wpisu.

Mimo że potwór z Loch Ness balansuje na granicy rzeczywistości, to został objęty prawami, które obowiązują po tej, istniejącej stronie życia. Co więcej – są to prawa tak przyziemne, że w powszechnym odczuciu mogą wręcz materializować najbardziej znanego potwora świata [a co najmniej Szkocji]. Pierwsze z tych praw zdążyliśmy już poznać, ale w myśl zasady, że dobrego nigdy za wiele, warto je sobie przypomnieć… Otóż potwora z Loch Ness chroni ustawa o ochronie zwierząt z 1912 roku, co oznacza ni mniej ni więcej jak to, że nie wolno robić mu krzywdy. Wydaje się to rozsądne, biorąc pod uwagę filozofię dotknij to kijem i oblej Coca-Colą przyświecającą człowiekowi, który spotyka się z nieznanym sobie stworzeniem. Można co prawda zakładać, że w kontakcie z intruzem Nessie poradziłaby sobie dużo lepiej niż stworzenie z zalinkowanego filmu, ale lepiej dmuchać na zimne niż potem czytać takie artykuły (proszę wybaczyć brak polskich znaków, ale korespondent pisał z klawiatury angielskiej):

zwyrole zabiły potwora

Druga rzecz z niniejszego tekstu, przybliżająca prehistwora do rzeczywistości, to łacińska nazwa, którą mu nadano – jak gdyby był zwyczajnym zwierzakiem, proszącym się o narrację Krystyny Czubówny. Nieczęsto można spotkać się z naukową nazwą dla ogra czy drowa, prawda? (Choć smok – być może ze względu na swą wyjątkowość i majestat – doczekał się poniekąd naukowej identyfikacji). To, że potwór z Loch Ness został potraktowany wyjątkowo wynika z przytoczonej wyżej ustawy – aby mógł być chroniony prawem, musiał posiadać swoją naukową nazwę. W ten sposób brytyjski przyrodnik Peter Scott, który optował za tym, żeby Nessie wciągnąć na listę gatunków chronionych, został jednocześnie ojcem chrzestnym prehistwora, nadając mu w 1975 roku wziętą z greki nazwę Nessiteras rhombopteryx – potwór z Ness o diamentowej płetwie (kształt z fotografii, na której podobno uchwycono Nessie). Tak się złożyło, że łacińska nazwa posiada również nieco prowokacyjne właściwości anagramowe. Jak zauważył szkocki polityk, Nicholas Fairbairn, Nessiteras rhombopteryx to anagram słów Monster hoax by Sir Peter S, które oznaczają mniej więcej „Potworny przekręt Sir Petera S”.