Jak podlewanie wodą święconą wpływa na rośliny?

 

Na przykładzie rzodkiewki.

Czym jest woda święcona i do czego jej się używa – wiedzą chyba wszyscy w kraju, w którym pomnik papieża-Polaka zagląda w co drugie okno mieszkania na parterze. Z dużym prawdopodobieństwem można zgadywać, że ten obłożony kapłańskim błogosławieństwem związek tlenu i wodoru znalazł się również w większości mieszkań powyżej parteru, gdzie został rozkroplony za pomocą kropidła lub przywieziony z Lourdes w butelce po Coca-Coli, a potem albo wyparował, albo został wypity, albo ciągle stoi i czeka na życiową szansę. A gdyby tak podlać kwiatki wodą święconą? Co się wtedy z nimi stanie? Czy odpędzą złe moce? Czy będą rosły szybciej? Czy z żywiącej się owadami muchołówki wyrośnie piękny tulipan? Niejakiej odpowiedzi na te pytania udziela praca badawcza opublikowana w 1979 roku w piśmie „Psychological Reports” przez Sandrę Lenington.

Lenington zasadziła 24 nasiona rzodkiewki w dwudziestu czterech doniczkach wypełnionych glebą torfową. Następnie doniczki podzieliła na dwie grupy, z których jedną podlewała zwykłą wodą kranową, a drugą – wodą poświęconą przez lokalnego księdza (która też pochodziła z kranu, ale dla łatwiejszego odróżnienia nazywajmy ją po prostu święconą). Całej uprawie zapewniono identyczne warunki – temperaturę, nasłonecznienie, a nawet naczynia użyte do podlewania. Wszystkie rośliny podlewano codziennie około czterdziestoma pięcioma mililitrami wody. Po trzech tygodniach sprawdzono to, co dało się sprawdzić – długość roślin.

Wynik: Dla rośliny nie ma znaczenia czy pije zwykłą kranówkę, czy kranówkę święconą.

Średnia długość rzodkiewki podlewanej wodą święconą wyniosła 12,6 cm, natomiast w przypadku wody kranowej rzodkiewka urosła do 12,2 cm. Uznano zatem, że dla rośliny błogosławiona woda nie sprawia różnicy. Ale to nie koniec.

Pani Lenington wspomina w swojej pracy o niejakim Canonie Williamie V. Rauscherze, który twierdził, że dzięki święconej wodzie wyhodował paciorecznika (paciorecznik, kościół – rozumiecie?) trzy razy większego niż zwyczajny. Rauscher pełnił obowiązki kapłańskie, a kwiaty podlewał wodą od razu po mszy. Opierając się na istniejących przykładach roślin, które rosły lub nie rosły, w zależności od rodzaju towarzyszącego im dopingu, Lenington uważa, że poprzez swoje modlitwy i używanie „jeszcze ciepłej” wody święconej Rauscher mógł przyczynić się do cudownego wzrostu kwiatów. Pani naukowiec podaje jeszcze jeden aspekt całej sprawy – ręce. (Nie – nie te, które leczą). W poprzednich badaniach nad wodą święty związek tlenu i wodoru nie został dotknięty ludzkimi rękoma, natomiast w przypadku roślin pana Rauschera jego ręce miały uprzednio kontakt z wodą, która mogła w ten sposób bezpośrednio przejąć energię powstałą w trakcie mszy.

Niemniej jednak woda poświęcona na odległość (bezdotykowo) w żaden sposób nie wpływa na rośliny, aczkolwiek pole do popisu istnieje. Możliwości też nie brakuje – zarówno pod względem liczby roślin, które można wykorzystać w domowym eksperymencie, jak i ilości wody poświęconej przez księdza. UBW odradza tylko podlewanie koki, konopi, maku, itp.