Giełda piratów w Somalii

WIG20

Haradheere, mała wieś oddalona o 400 kilometrów od stolicy Somalii – Mogadiszu – była kiedyś zwykłą osadą rybacką. Dziś po jej zakurzonych ulicach rozbijają się luksusowe auta. Wszystko dzięki pirackiej giełdzie, którą otwarto tu w 2009 roku.

Piractwo to jedna z niewielu branż, na których w Somalii można naprawdę dobrze zarobić. Przychody z rabunków sięgają dziesiątek milionów dolarów, a perspektywa kariery w innych zawodach jest tak wyraźna, że coraz więcej młodych ludzi decyduje się wstąpić na ścieżkę piractwa. Jeśli sami nie chcą wykonywać brudnej roboty, to giełda w Haradheere pozwala im zarobić na inwestycjach w pirackie eskapady.

Sytuacja w kraju jest tak beznadziejna, że nawet władze Haradheere muszą polegać na funkcjonowaniu giełdy. W zamian za przyzwolenie na jej działalność otrzymują część zysków, z których finansują szkoły, szpitale i inne placówki publiczne.

I jak to na giełdzie już bywa – można dużo zarobić, można też stracić. Inwestować można wszystko, co w jakiś sposób wspomoże piracką wyprawę – trzeba mieć tylko nosa, by wybrać najbardziej obiecującą jednostkę. 22-letnia rozwódka, Sahra Ibrahim, zarobiła w ciągu 38 dni 75 000 dolarów. W wyprawę po hiszpańską jednostkę łowiącą tuńczyki zainwestowała wyrzutnię rakiet, którą otrzymała jako alimenty od byłego już męża.

Ale giełda to nie tylko zysk. Giełda to również miejsce, w którym zacieśniają się więzi i kwitną relacje. Każdy może tam przyjść, a giełda działa przez 24h na dobę.

Źródło: Reuters