Gatunek żółwia do którego należą wojownicze żółwie ninja

 

I realne konsekwencje dla prawdziwych zwierząt, będących pierwowzorami animowanych zwierzęcych bohaterów.

Wbrew pozorom słynne żółwie, które w latach 80. postanowiły zmutować w nieco przerośnięte i wygadane wersje siebie, a później zostać ninja pod okiem swojego szczurowatego mistrza, by zyskać światową sławę walczyć ze złem, nie wywodzą się z jakiegoś anonimowego gatunku. Gdy wojownicze pożeracze pizzy mieściły się jeszcze na dłoni i wpadły do kanału ściekowego, pełnego radioaktywnej, przyśpieszającej ewolucję z prędkością przewijania kasety w boomboksie brei, to przynależały do gatunku żółwia czerwonolicego. Cechą charakterystyczną gatunku są czerwone uszy. Żółw czerwonolicy jest w USA bardzo popularnym zwierzęciem domowym, nie dziwi więc fakt, że to akurat czterej jego przedstawiciele wypadli małemu chłopcu ze słoika do kanału w Nowym Jorku. Tak samo dziwić nie może zawartość nowojorskich kanałów. Ale jak to zazwyczaj bywa w przypadku animowanych zwierzęcych bohaterów, ich popularność odbija się również na ich prawdziwych wersjach. Odbija się przeważnie czkawką.

„Mama, kup mi żółwia”

Po pięciu latach od wejścia do kin filmu Gdzie jest Nemo? populacja błazenka, pierwowzoru postaci rybki Nemo spadła na terenie niektórych raf koralowych o 75%. W wyniku odłowów ucierpiały trwale także same rafy, traktowane w tym celu chemikaliami. Żółwie czerwonolice także miały szczęście doświadczyć ludzkiej gościnności i troskliwości, gdy ich właściciele zaczęli wyrzucać je do zbiorników wodnych, bo okazało się, że nie przewidzieli, że gady urosną. O ile podczas zakupów dyktowanych modą i dziecięcym terrorem człowiek jest w stanie cokolwiek przewidywać.

Być może gdyby twórcy „Wojowniczych żółwi ninja” zdecydowali się obsadzić w rolach głównych żółwiaka chińskiego, to nie byłoby problemu. Nie dość, że nie jest to zbyt urodziwe stworzenie, to jeszcze sika ustami.

Pelodiscus

Co mógłby mówić żółwiak chiński na tym zdjęciu? Dajcie się ponieść.