James Bond kocha alkohol

 

Do tego stopnia, że można by wziąć 007 za agenta KGB, a nie MI6.

Praca Tajnego Agenta Jej Królewskiej Mości musi być stresująca. Pościgi, strzelaniny, bomby, ładujące się do łóżka laski – człowiek potrzebuje czegoś, żeby to wszystko spiąć. A najlepiej – bo najłatwiej – spaja alkohol.

British Medical Journal dokładnie przestudiował powieści o przygodach Jamesa Bonda autorstwa Iana Fleminga. Wniosek: 007 mógłby zmienić pseudonim na 0,7.

Średnia drinków Bonda w ciągu jednego tygodnia wynosi 92, czyli 13 dziennie – ponad 4 razy więcej niż wynosi maksymalna zalecana dawka. Dla wprawionego organizmu nic nadzwyczajnego. Podczas najbardziej produktywnego alkoholowo dnia Bond spożył 49,8 jednostki alkoholu.

Spośród łącznej liczby 123,5 dni, w których dzieje się akcja książek całkowicie trzeźwy Bond pozostawał przez 36 dni. Z własnej woli – czyli wtedy, kiedy nie przebywał w szpitalu lub nie był przetrzymywany – w trzeźwości wytrwał dni 13. 226 drinków spożył w rekordowym Żyje się tylko dwa razy, a najmniej (41,5) – w Człowieku ze złotym pistoletem. Łącznie Bond wychylił 1150 jednostek alkoholu.

Badacze uważają, że takie spożycie zwiększa znacznie u Bonda ryzyko chorób i przedwczesnej śmierci. Mimo to jego zachowanie przedstawione w książkach – zarówno fizyczne, psychiczne, jak i seksualne – w żadnym razie nie wskazuje na jakiekolwiek anomalie, których można spodziewać się u kogoś, kto tyle łoi.

Jednak kwestia „wstrząśnięta, nie zmieszana” może wynikać z tego, że Bond dorobił się trzęsących się dłoni.